śluby zakonne - Opuszczona plebania

Wiara z odzysku (1)

Marta

Uczniu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie. Nie dojdzie cię tu nauczyciel, przyrzekam ja tobie! – głosi napis na szkole, którą mijam codziennie. Uśmiecham się, czytając te słowa, a po kilku chwilach wyczytuję w klasie nazwiska uczniów i zaznaczam w dzienniku tych, którzy zachorowali lub ulegli pokusie błogiego lenistwa w cieniu lipy albo innego chroniącego przed nauczycielskim okiem drzewa. Każdego dnia słyszę słowo „nieobecny!” Powodów nieobecności są tysiące. W dzienniku łatwo je anulować dzięki kartce z usprawiedliwieniem. Gorzej z uzupełnieniem zaległości, a im dłuższa nieobecność, tym trudniej nadrobić braki.
Łatwo być nieobecnym, gdy mamy świadomość, że wystarczy, aby ktoś wypisał usprawiedliwienie. Jednak nie każda nieobecność może być anulowana dzięki zwolnieniu lekarskiemu lub „z ważnych powodów rodzinnych”. Pisząc te słowa, mam na myśli moją nieobecność, zupełnie inną, niż szkolną. Siedem lat ucieczek z mszy św., od modlitwy, od Boga. Usprawiedliwienia tej nieobecności nie napisze mi nikt. Trudno przekroczyć próg kościoła, mając tą świadomość, spojrzeć w twarz Panu i obiecać nadrobienie zaległości. A jednak pragnę spróbować, z nadzieją, że w moim dzienniku obecności w Chrystusie nie znajdzie się już żadna kreska, symbolizująca ucieczkę.
Nie jestem jedyną duchową wagarowiczką. Jest nas wielu. Może niektórzy z was nadal wylegują się pod drzewem grzechu i lenistwa. Chciałabym swoim przykładem uświadomić wam, że warto zacząć pracę nad nadrabianiem zaległości. W tym cyklu opowiem o moich staraniach, by anulować swoją nieobecność, by znów stać się wzorową uczennicą Pana.

7 lat temu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *