dobrymi szlakami

Pułapka emocjonalizmu

Karol Świergosz

Co przyciąga do neokatechumenatu?

Jednym z czynników (może nawet jednym z ważniejszych), który przyciąga ludzi do wspólnot charyzmatycznych (w tym do Drogi Neokatechumenalnej) jest nagromadzenie bardzo jasnych i przemawiających do każdego człowieka znaków zewnętrznych, które towarzyszą modlitwom czy obrzędom owych ruchów, a które pobudzają w „widzach” gwałtowne emocje i wzruszenia.

Chociaż same w sobie – emocje są częścią przeżywania naszej wiary, to zdaje się, że współczesne ruchy charyzmatyczne postawiły na coś, co można nazwać powierzchownym emocjonalizmem, a w skrajnym wypadku – zwykłym efekciarstwem. Co trzeba już podkreślić na samym wstępie – emocje jako takie nie są z definicji złe, ale kierowanie swojej drogi wiary od jednej emocji do drugiej – już tak.

Jak przejawia się ów szkodliwy emocjonalizm? Może polegać na wzbudzaniu przez charyzmatycznych przywódców głębokich emocji, które dodatkowo są uzasadniane wyrwanymi z kontekstu fragmentami z Pisma Świętego. Tym samym wydarzenia, które w Biblii miały charakter stricte wyjątkowy (wręcz incydentalny – np. dar języków po Zesłaniu Ducha Świętego) stają się czymś powszednim, czymś, co każdy (nawet niedojrzały duchowo i emocjonalnie) chrześcijanin może przeżyć.

Jednym z najbardziej spektakularnych przejawów emocjonalizmu jest padanie w duchu (lub jak wolą charyzmatycy – spoczynek w Duchu). Polega to na tym, że dana osoba w czasie wspólnotowej modlitwy, czy na skutek włożenia rąk kapłańskich traci równowagę i upada na podłoże. Sam byłem świadkiem takiego wydarzenia i powiem szczerze, że wyglądało to bardzo dziwnie. Oczywiście (przyznaję to szczerze) jestem sceptykiem, co do takich zjawisk, jednak czy aby na pewno wolą Boża jest, aby na skutek działania Ducha Świętego doznawać obrażeń fizycznych (a przecież w czasie upadku nie jest o nie trudno). Co więcej, trudno znaleźć cel takiego działania Ducha (czy bowiem taki spoczynek umacnia wspólnotę, czy chociażby wiarę upadającego?).

Kolejnym przejawem emocjonalizmu jest coś, co szumnie nazywa się darem języków, kiedy ktoś wypowiada słowa w nieznanym sobie języku. Jest pewne, że dar ten posiadał św. o. Pio, ale wątpliwe jest by na spotkaniach grup charyzmatycznych dar ten pojawiał się niemal za każdym razem. Co więcej, najczęściej owo mówienie językami sprowadza się do artykułowania niezrozumiałych głosek, a przecież nie taki jest cel tego daru (jest nim umacnianie wspólnoty, o czym mówi m.in. św. Paweł – 1 Kor 14,26-28).

Czym skutkuje nadmierny emocjonalizm? M.in. duża fluktuacją członków wspólnoty, w której występuje. Cześć odchodzi, gdyż nie może wytrzymać wśród osób o nieustannie podwyższonym nastroju. Inni zaś („zwabieni” możliwością wyrażenia siebie) odchodzą, gdyż emocje w końcu się nudzą i konieczne jest poszukiwanie nowych doznań. Zbytnie poleganie na emocjach naraża też na łatwe popadnięcie w herezję (m.in. ze względu na bezkrytyczne przyjmowanie objawień i znaków, a odrzucanie tego, co niesie ze sobą Pismo Święte i Tradycja).

Z nadmiernym emocjonalizmem walczy się ciężko. Każdego bowiem pociąga, w mniejszym lub większym stopniu, efektowność ruchów charyzmatycznych. Pozostaje więc dogłębne studiowanie Biblii, zapoznawanie się z Tradycją i zdrowy rozsądek.

Na koniec chciałbym z całą mocą podkreślić, że nie jestem wrogiem ruchów charyzmatycznych. To obecnie bardzo ważna cześć Kościoła, co nie oznacza jednak, że jest ona krystalicznie czysta i pozbawiona jakichkolwiek wad i zagrożeń – w końcu tworzą ją ludzie – grzesznicy.

14 lat temu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *