Puchacz – król nocy

Filip Solarek

– Kilka lat temu miałem tu bielika. Chciałem zaobrączkować młode, a tu niespodzianka… – Co się stało, coś je zjadło?!”

– pytam z zaciekawieniem, przed oczami widzę dużą sosnę z potężnym gniazdem. – Puchacz – krótka i treściwa odpowiedź.

Dwa puchate misie
Tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z puchaczem oraz z sowami różnego gatunku. Był to istny zastrzyk ornitologiczny, który polegał na kontroli naukowej stanowiska tego ptaka. W tym gnieździe były akurat dwa misie. I od tego czasu zaczęło się: zimne noce, hektolitry kawy, przestawienie doby do góry nogami, kłopoty w szkole, nasłuchiwania, poszukiwania, magnetofon.
Puchacz to jeden z najtrudniejszych gatunków do wykrycia. Po pierwsze, ma pewną cechę, mianowicie unika ludzi, czemu wcale się nie dziwię. Niech no tylko ktoś wytnie mu drzewo koło gniazda – młode są od razu przeniesione w inne miejsce.
Oczywiście to wszystko zależy od osobnika, ale większość par potrafi nawet porzucić młode we wczesnym stadium rozwoju tylko dlatego, że człowiek wszedł w nieodpowiednim momencie. Poza tym na magnetofon reaguje on bardzo niechętnie, ale jak się odezwie to jego „uhu” słychać w bezwietrzne noce do 5 km! Do tego ptak ten bardzo nie lubi kontaktu wzrokowego z dwunożnym stworem.
Dlatego sowa ta zamieszkuje niedostępne miejsca jak olsy, stare lasy, skaliste góry. Zdecydowanie najlepiej puchacz czuje się w górach, gdyż tam nie brakuje mu niedostępnych miejsc. Na niżu puchacz zasiedla gniazda ptaków drapieżnych i bociana czarnego, albo gnieździ się bezpośrednio na ziemi na przykład pod wykrotem drzewa. Warunkiem jego bytowania jest duża baza pokarmowa np. staw, na którym licznie występują kaczki krzyżówki i łyski. Jego ofiary są bardzo zróżnicowane od myszy po zająca.

Leśny stworek

Wykrycie puchacza ma zazwyczaj charakter przypadkowy. Z drugiej strony, są stanowiska (np. w Parku Narodowym „Bory Tucholskie”) czynne od co najmniej 80 lat (zajmowane przez różne osobniki, oczywiście)!
Puchacz to nasza największa sowa, jej wysokość dochodzi do 78 cm, a rozpiętość skrzydeł do 180 cm. Najbardziej niezwykła jest jego „mimika twarzy”. Gdy obserwuje się ptaka lub patrzy na jego zdjęcia ma się wrażenie, że tu o czymś myśli, jest zmęczony po nocy albo robi grymas, jakby fotograf nie umiał robić zdjęć. Jeszcze lepiej wygląda to u małych puchaczy: dosłownie kłębek puchowych piór z „poważną twarzą”. Takie małe misie stosują (tak jak wszystkie sowy) pozycję odstraszającą wroga, czyli rozłożone skrzydła, wypięta pierś, łypanie pięknymi oczami, kłapanie dziobem oraz syczenie. Nawet na człowieku robi to wrażenie, tym bardziej na lisie. Sowa wygląda jak jakiś leśny stworek z „Władcy pierścienia”.

Strefa ochronna

No, ale teraz przejdźmy do przerażających faktów: w Polsce gnieździ się 270 par tych pięknych sów. I teraz „najlepsze”: ponad połowa lęgów jest straconych w wyniku działalności człowieka. Tak jak pisałem wyżej: wystarczy, że koło lęgu przeprowadzi się (nie)świadomie wycinkę. Jeśli samica siedzi na jajach, momentalnie opuszcza gniazdo, jeśli w ogóle do niego wróci, robi to tylko wieczorem. W dzień jajka mogą się wychłodzić (puchacz składa jaja od lutego!) albo, co zdarza się najczęściej: przylatuje kruk, który dobrze kojarzy różnicę pomiędzy samicą schodzącą z gniazda, a spłoszoną.
Jeśli w gnieździe są młode to samica czasem przenosi je np. na ziemię. Lis, jenot zostanie przepłoszony przez rodziców, jeśli są akurat koło gniazda. Natomiast z dzikiem nie mają szans.
Puchacz tak jak wszystkie drapieżniki, o których pisałem wcześniej, objęty jest specjalną ochroną strefową, co oznacza, że nie można przeprowadzać prac leśnych oraz przebywać w wyznaczonej strefie.
Na koniec coś optymistycznego: to wielkopolskie stanowisko, o którym mowa we wstępie, istnieje do dziś. Za parę lat Państwo Puchacze będą obchodzili swoje piętnastolecie.

5 lat temu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *