Kazanie, którego nigdy nie zapomnę.

szlakami.pl

Kiedy arcybiskupem poznańskim był ksiądz arcybiskup Jerzy Stroba panował zwyczaj, że święcenia udzielane były w czwartek. Święceń diakonatu udzielał ksiądz arcybiskup w czwartek Wniebowstąpienia Pańskiego (obecnie ta uroczystość jest przeniesiona na 7 Niedzielę Wielkanocną) a święceń kapłańskich tydzień później. Było to wyraźne nawiązanie do ustanowienia sakramentu kapłaństwa podczas Ostatniej Wieczerzy w Wielki Czwartek. W 1989 roku ksiądz arcybiskup, ze względu na trwające uroczystości związane z przewiezieniem ciała błogosławionej Urszuli Ledóchowskiej z Rzymu do Pniew, nie mógł jednak udzielić nam święceń kapłańskich w zwyczajowym terminie i udzielił nam ich we wtorek przed Uroczystością Bożego Ciała.
W Boże Ciało księża neoprezbiterzy uczestniczyli przed południem w centralnej procesji ulicami Starego Miasta.
Zostałem poproszony przez mojego księdza proboszcza Czesława Ksonia z parafii p.w. Świętej Rodziny o uczestniczenie popołudniu w procesji parafialnej i wygłoszenie homilii na jej zakończenie w rodzinnej parafii na placu przed ówczesną kaplicą.
Choć przedtem jako diakon głosiłem już w parafii kazania, to jednak to miało być pierwszym moim kazaniem wygłoszonym jako kapłan, na dodatek w rodzinnym środowisku, w dwa dni po przyjęciu święceń i trzy dni przed uroczystością prymicyjną. W najbliższą niedzielę w kaplicy na Oś. Kopernika miałem bowiem odprawić Mszę Św. prymicyjną. Przygotowywałem się więc do niego jak najstaranniej i to w czasie rekolekcji, które przed przyjęciem święceń odbywaliśmy w ośrodku rekolekcyjnym w Rościnnie.

Czy można zagłuszyć?
W kazaniu odwołałem się do faktu, że tymi samymi ulicami, którymi przed chwilą przeszła procesja z Chrystusem w Eucharystii, na co dzień toczy się normalne życie i ludzie spieszą załatwiać swoje sprawy. W ten sposób Chrystus jakby pokazuje, że chce wejść w nasze zwykłe, codzienne sprawy i wydarzenia. I że można próbować zagłuszyć głos procesji, śpiewu wiernych i grającej orkiestry na przykład zamykając szczelnie okna albo nastawiając w domu muzykę na cały regulator, ale Chrystus i tak potrafi dotrzeć do ludzkiego wnętrza i Jego głosu zagłuszyć się nie da. Gdy wypowiadałem te słowa akurat ktoś w bloku przy kaplicy rzeczywiście włączył muzykę na całą moc sprzętu. Na złość albo zwykłą przekorę czy z głupoty.
Niektórzy podejrzewali mnie o umiejętność natychmiastowej reakcji w kazaniu na tę sytuację, bo to było dosłownie w tym samym momencie. To jednak nie było tak – ja miałem te słowa wypisane na kartce, która służyła mi jako pomoc. Do dziś tę kartkę mam. Mam nadal poczucie, że to było jakieś tchnienie Ducha Świętego a nie tylko zwykły zbieg okoliczności.
Wiem, że wielu parafian, którzy wówczas słuchali tego kazania, zapamiętali ten szczegół. Ja jednak pamiętam je prawie w całości i po ponad 17 latach zaryzykowałbym powtórzenie go – już bez kartki.

18 lat temu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *