W muzykalnej rodzinie

Marianna Majchrzak

Wywiad z Marianną Majchrzak, dyrygentką z Poznania

Czy pochodzisz z muzykalnej rodziny?

Tradycje wspólnego muzykowania na pewno wyniosłam z domu. Około Bożego Narodzenia nasz dziadek zawsze wyjmował i stroił skrzypce… Był samoukiem, ale jego akompaniament wprowadzał nas w klimat wspólnych śpiewów. Śpiewaliśmy całą rodziną kolędy, a z okazji świąt narodowych – pieśni patriotyczne. To chyba zaowocowało! Całe moje rodzeństwo jest muzycznie uzdolnione a mam siostrę i dwóch braci bliźniaków. Wszyscy śpiewają w moim chórze i innych chórach poznańskich, mimo, że tylko ja z całej czwórki jestem muzykiem z wykształcenia. Przejęłam również po dziadku pałeczkę i z wielką radością akompaniuję na fortepianie w czasie tradycyjnego rodzinnego kolędowania. Zjeżdżają się wszyscy znajomi i bywa, że śpiewamy w ponad pięćdziesiąt osób!

Od kiedy jesteś dyrygentką? Czy marzyłaś o tym od dziecka?

Od dziecka fascynowało mnie muzykowanie w grupie. W rodzinie, w kościele, w zespołach. Lubiłam, kiedy muzykę wykonywało się w większym gronie. Z czasem odkryłam w sobie pasję do gromadzenia ludzi wokół siebie, właśnie po to, by wspólnie przeżywać muzykę. Dyrygenturą zawodowo zajęłam się dopiero na studiach, szkołę muzyczną ukończyłam natomiast w klasie fortepianu.

Jakie są twoje ulubione utwory muzyczne?

To bardzo trudne pytanie, bo kopalnia utworów muzycznych jest tak przeogromna, że co chwilę poznać można nowy, wspaniały utwór, którego się wcześniej nie znało, nie słyszało, lub nie wykonywało. Ja cały czas się uczę i wiem, że jeszcze wiele pięknych kompozycji jest przede mną do odkrycia. Oczywiście głównie zajmuję się muzyką chóralną a cappella, ale nie zamykam się jedynie w tym nurcie.

Jakie widzisz trendy we współczesnej muzyce kościelnej?

Trendy obserwuję przeróżne. Oczywiście w świecie młodzieżowej muzyki kościelnej istnieje wiele zespołów, w których podstawowym instrumentem jest gitara. Ja nie potępiam tego rodzaju muzyki. Sama kiedyś zaangażowana byłam w takie śpiewanie. Zwracałabym jednak szczególną uwagę na to, by respektować postanowienia zawarte w Instrukcji Episkopatu Polski o muzyce liturgicznej po Soborze Watykańskim II, która wyraźnie zakazuje używania m.in. gitar elektrycznych, czy instrumentów perkusyjnych. Należy również zwracać uwagę na tekst. Niejednokrotnie bowiem spotkałam się z teologicznymi wręcz zakłamaniami w piosenkach, które weszły do kanonu młodzieżowych śpiewów. Trzeba myśleć o tym jakie treści się wyśpiewuje.

Czy wraca się do tradycji gregoriańskiej?

Nurtem, który się odradza z pewnością jest śpiew chóralny i śpiew gregoriański. Moim zdaniem jest to związane z coraz większym wykształceniem osób zaangażowanych w muzykę kościelną. Mnie pasją do chorału gregoriańskiego zaraził mój wykładowca ks. dr Mariusz Białkowski. Nie jest to łatwy gatunek muzyki, ale wszystko, czego się nie zna wydaje się trudne. W Ogólnym wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego możemy wyczytać, że „pierwsze miejsce winien zajmować śpiew gregoriański jako własny śpiew liturgii rzymskiej.” Monodia chorałowa wymaga wielkiego zrozumienia i pokory w jej wykonywaniu. Ale myślę, że dzięki pracy u podstaw można ją na nowo rozpropagować w Kościele.

Skąd pomysł na założenie Scholi Sołackiej (obecnie Sołacki Chór Kameralny)?

Z muzyką w kościele byłam związana od piętnastego roku życia. Początkowo właśnie w zespole młodzieżowym, jednak w czasie studiów na Akademii Muzycznej coraz bardziej odkrywałam w sobie potrzebę założenia chóru, który nie tylko pozwalałby mi się rozwijać jako dyrygentowi, ale także dawał możliwość angażowania się w podnoszenie poziomu muzyki w kościele. Zawsze bowiem uważałam, że oprawa Liturgii powinna być pieczołowicie przygotowana. Opatrzność zaprowadziła mnie do kościoła św. Jana Marii Vianneya w Poznaniu. Tam trafiłam na wspaniałych ludzi, którzy wraz ze mną chcieli się rozwijać i śpiewać na chwałę Bożą.

Kiedy można was usłyszeć?

Staramy się jako chór dbać o oprawę muzyczną niedzielnych Mszy św. o godzinie 18.30. w naszym sołackim kościele. Parę razy w roku organizujemy także koncerty.

Co cenisz najbardziej u chórzysty?

Chęć pracy i rozwoju. Dyrygent bez chórzystów nic by nie znaczył. Potrzebuje on ludzi chętnych do pracy nad własnym głosem i wrażliwością muzyczną.

Co czujesz, kiedy wychodzisz przed chór, np. kiedy pasterka ma się rozpocząć śpiewem?

Czuję szczęście, że mimo zabiegania i pędu życia daliśmy radę się przygotować i sprawić, że uroczysta Msza św. będzie miała piękną oprawę muzyczną. A ten nasz śpiew niech będzie ad maiorem Dei gloriam!

Co byś powiedziała komuś, kto zastanawia się czy włączyć się do chóru parafialnego?

Wielu ludziom wydaje się, że nie potrafią śpiewać. A to nieprawda! Jeśli ktoś nie ma problemu z utrzymaniem tonacji, czy linii melodycznej, to jest jak najlepszym kandydatem na chórzystę! Nie trzeba się bać, czy wstydzić. Śpiewanie w chórze daje wspaniałe poczucie wspólnotowego muzykowania. Nie jest się samemu! Daje to niezmiernie dużo radości!

Dziękuję bardzo za wywiad.

Rozmawiała Anna Florkiewicz

O dyrygencie:

Marianna Majchrzak – założycielka i dyrygentka Sołackiego Chóru Kameralnego – należy do grona artystów, którzy nie tylko potrafią zebrać wokół siebie ludzi podzielających tę samą pasję, ale i umie zmotywować ich do wspólnego wysiłku w celu rozwijania tej pasji. Absolwentka klasy fortepianu w Poznańskiej Szkole Muzycznej . Ukończyła z wyróżnieniem Akademię Muzyczną w Poznaniu, w klasie dyrygentury prof. Magdaleny Wdowickiej- Mackiewicz; specjalność dyrygentura chóralna i muzyka kościelna. Związana z wieloma poznańskimi chórami. Jest laureatką II nagrody w XIII Ogólnopolskim Konkursie Dyrygentów Chóralnych i stypendystką Uniwersytetu Muzycznego w Wiedniu.

6 lat temu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *