NIE MA zbawienia poza Kościołem!

Karol Świergosz

Trudna prawda

Tak, tak – formuła „extra Ecclesiam salus non est” (łac. poza Kościołem nie ma zbawienia) jest jak najbardziej aktualna. Na nic się zdadzą głosy oburzonych, którzy będą krzyczeli o stawianiu granic Bożemu Miłosierdziu, o Miłości, która zbawi wszystkich, o tym, że piekło puste, a do zbawienia wystarczy być dobrym człowiekiem. Formuła zakorzeniła się na dobre – problem w tym, że jej rozumienie ewoluowało przez wieki i to całkiem mocno.

Po raz pierwszy owa „niesprawiedliwa” formuła pojawiła się w III w. po Chrystusie wraz z herezją Nowacjana. Ten rzymski kapłan dokonał schizmy po tym, jak mimo swoich oczekiwań nie został wybrany papieżem. Jednak takie pobudki nie brzmiały zbyt dobrze, więc Nowacjan usprawiedliwił swoje odejście faktem, iż Kościół był zbyt łagodny wobec tych, którzy podczas prześladowań wyparli się wiary, a po ich ustaniu wyrazili chęć powrotu. Autorem, który użył sformułowania „extra Ecclesiam…” był św. Cyprian (zm. 258 r.). Biskup Kartaginy odniósł tę zasadę do schizmatyków, którzy mimo świadomości pozostawania w schizmie – nie chcieli wracać do Kościoła (tacy ludzie nie mogli, zdaniem biskupa i ówczesnego papieża Szczepana, dostąpić zbawienia). Co ciekawe, św. Cyprian nie wymyślił nowej formuły, a jedynie wyraził to, o czym byli przekonani już pierwsi chrześcijanie, że do zbawienia potrzeba chrztu i wiary (Mk 16,16). Podobne wnioski wysuwano także z przypowieści o krzewie winnym (J 15,6) i słów Jezusa zapisanych przez św. Mateusza (Mt 18,17). Potwierdzeniem tych przekonań były również twierdzenia św. Pawła, który wielokrotnie mówił o Chrystusie jako Głowie Ciała, którym jest Kościół.

Formuła
W tym miejscu można zadać pytanie: skoro pierwsi chrześcijanie uważali formułę „extra Ecclesiam…” za obowiązującą, to czy uważali, że wszyscy pozostali mieszkańcy Ziemi zostaną potępieni? Odpowiedź jest banalna – chrześcijanie wiedzieli, że księciem świata jest szatan, ale nie zastanawiali się, czy wszyscy poganie zostaną potępieni. Więcej miejsca w ich świadomości zajmowały zagrożenia wewnętrzne – liczne w młodym wieku Kościoła schizmy czy herezje, gdyż one rozrywały Ciało Chrystusa, a tym samym odszczepieńcy sami skazywali się na potępienie. To właśnie przeciwko wewnętrznym wrogom (burzącym jedność chrześcijan) skierowane było ostrze formuły.
Zmiana rozumienia tych kategorycznych słów następuje już pod koniec starożytności – zaczyna zwyciężać bezkompromisowość. Najdobitniejszym tego przykładem są słowa św. Fulgencjusza z Ruspe (zm. ok. 523 r.):

„Nie tylko poganie, ale też żydzi, heretycy, schizmatycy i wszyscy będący poza Kościołem katolickim będą pozbawieni życia wiecznego (…), jeśli przed śmiercią nie zostaną przyjęci do Kościoła”.

Niemal identyczną formułę powtarzają średniowieczne sobory powszechne (Laterański IV, Florencki) oraz papież Bonifacy VIII w bulli „Unam sanctam”. Czy to oznacza, że średniowieczni teolodzy byli okrutni wobec biednych pogan? Nic podobnego! Celem, który sobie stawiali była bezkompromisowość w wyznawanej wierze i obrona Prawdy – Chrystusa. Ponadto trzeba pamiętać o ówczesnym kontekście historycznym – czasach niepewności, najazdów i ciągłych wojen. Czy w takich warunkach św. Patryk stając przed dzikimi Celtami mógł się rozwodzić nad tym, czy w religiach pogańskich znajdują się ziarna prawdy, dzięki którym ich wyznawcy mają szansę na zbawienie? Z pewnością nie mógł, musiał być jednoznaczny i stanowczy (nie miał czasu ani możliwości wykładania teologicznych subtelności). Trzeba również pamiętać o jeszcze jednej rzeczy – pod koniec średniowiecza wydawało się, że cały znany wówczas świat słyszał o Chrystusie, więc nikt nie mógł się tłumaczyć nieznajomością Dobrej Nowiny.

Wraz z odkryciem Nowego Świata w Kościele zaczął przeważać pogląd (głoszony zresztą już za czasów patrystycznych), który łagodził stanowisko wypracowane przez św. Fulgencjusza. Najlepiej oddają go słowa św. Tomasza z Akwinu:

„Boga sakramenty nie wiążą, a Jego Łaska działać może także i poza widzialnym Kościołem”.

Trzeba jednak w tym miejscu podkreślić, że ci sami autorzy, którzy pisali o możliwości działania łaski poza Kościołem stali nieugięcie za formułą „extra Ecclesiam…”.
Początkowo

zmiana poglądów przejawiała się w sposób negatywny – np. poprzez zaprzeczanie twierdzeniom jansenistów (ruch religijny XVII-XVIII w.). Kolejni papieże (Innocenty X i Klemens XI) twardo stali na stanowisku, że chociaż pełnia zbawienia jest tylko w Kościele, to nie oznacza to, że na osoby będące poza Nim nie spływa żadna łaska. Podsumowaniem ewolucji rozpoczętej pod koniec XV w. był „Syllabus” Piusa IX z 1864 r. Ojciec Święty potępił poglądy, które sugerowały równość wszystkich religii, jednak jednocześnie podkreślał, że nikt nie może mieć odwagi (i prawa), by kreślić Bogu granic Jego działania.
Kolejnym punktem w historii „niewygodnej” formuły była encyklika Piusa XII „Mystici Corporis Christi” z 1943 r. Zdaniem papieża, nie ulegało wątpliwości, że do rzeczywistych członków Kościoła zaliczyć można jedynie tych, którzy przyjęli chrzest i wyznają prawdziwą wiarę, jednak można mówić o pewnym zbawczym „przyporządkowaniu” do Kościoła tych, którzy są poza Jego widzialnymi strukturami. Pius XII nie wyjaśnił, co rozumiał przez to „przyporządkowanie” – tym miał się zająć Sobór Watykański II.
Ojcowie Soborowi przeformułowali rozumienie Kościoła, bardzo eksluzywistyczne obrazy Ciała czy arki zastąpiono rozumieniem inkluzywistycznym – Kościoła jako sakramentu zbawienia, czyli „znaku i narzędzia zjednoczenia z Bogiem i jedności rodzaju ludzkiego” (tymi słowami posługuje się konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen Gentium” z 1964 r.). Przyjmując takie rozumienie Kościoła, Sobór określił również stopnie związku z Nim poszczególnych ludzi.
Jednak dla pewnych teologów takie podejście okazało się wciąż zbyt zacofane. Niektórzy z nich poszerzali kręgi zbawionych rozmywając tym samym pojęcie Kościoła. Część poszła jeszcze dalej – twierdząc, że Chrystus był tylko jednym z wielu zbawców ludzkości, a Kościół jest jedynie jedną z wielu struktur prowadzący do zbawienia (jedną wśród równych).
Pewnym wyjaśnieniem spornych kwestii była uznawana przez postępowych teologów za „krok wstecz” deklaracja „Dominus Iesus” z 2000 r. Kongregacja Nauki Wiary na czele z kard. Ratzingerem podkreśliła, że Bóg objawił się w Kościele i tylko w Nim wszystkich zbawia, co nie oznacza jednak, że zbawienie jest zarezerwowane tylko dla katolików. Deklaracja wskazała również na fakt, iż tylko katolicy są prawdziwym Kościołem, a już protestanci tylko „wspólnotą”. Identyczne poglądy głosił również Jan Paweł II, który proponował, by zamiast formuły „extra Ecclesiam…” stosować: „sine Ecclesia nulla salus” (łac. bez Kościoła nie ma zbawienia).
Podsumowując, tytułowa formuła przeszła bardzo długą i ciekawą ewolucję i chociaż przez wieki stawiano akcenty na różne jej znaczenia, to jednak nigdy nie ulegało wątpliwości, że tylko Kościół katolicki jest JEDYNĄ i PEWNĄ drogą do zbawienia. Właśnie z tego powodu jest obarczony obowiązkiem spieszenia z tą „informacją” (z Dobrą Nowiną) do całego świata.

8 lat temu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *