Kawał serca

szlakami.pl

Z ks. Krzysztofem Szymenderą, któremu dziś dziękujemy i mówimy do widzenia, rozmawia Victoria Jefimowicz

Pamięta Ksiądz swoje pierwsze wrażenie z tej parafii? Na ile różni się od późniejszych obserwacji?
Pierwsze wrażenie było trochę podpowiedziane – wszyscy mówili mi, że idę do dobrej parafii. I to się po pięciu latach potwierdziło. Jeszcze jako kleryk jeździłem tutaj na spotkania pielgrzymkowe, więc kościół już znałem. W tych czasach byłem też w kwestii katechezy podopiecznym księdza Skowrońskiego, mojego poprzednika i również dzięki niemu znałem nieco tutejsze warunki. Ucieszyłem się, że tu przyjdę.
Powiedział Ksiądz, że to dobra parafia. Co to znaczy?
Dla jednego może to być miejsce spokojne i ciche, dla innego jakieś szczególne wyzwanie. Dla mnie jest to przede wszystkim dobry proboszcz, z którym się idzie dogadać, z którym się dobrze pracuje. Poza tym parafia, gdzie są bardzo przyjaźni ludzie, bardzo życzliwie nastawieni do kapłanów i do Kościoła. Ludzie z dużym zrozumieniem pewnych problemów, ale też, którzy wiedzą, czego chcą. Wiele dobrze, poważnie myślących osób, które są po prostu życiowo mądre i można się z nimi spokojnie porozumieć. Dla mnie zaletą jest też brak niespodziewanych sytuacji konfliktowych.
Urok
Pięć lat to dużo czasu. Jakie były kamienie milowe na Księdza drodze przy Nowinie?

Po pierwsze jest to wyzwanie, jakim było pogodzenie trzech spraw – parafii, szpitala i szkoły. Po kilku latach, przynajmniej ja, odczułem pewne zmęczenie, też w wymiarze psychicznym. Często będąc w jednym miejscu myśli się już o drugim i trudno jest odnaleźć spokój i komfort. Trudno jednak jest mi wybrać jakieś konkretne, spektakularne wydarzenia. Praca po prostu toczy się cały czas.
Nam, parafianom pewnie brakować będzie Księdza wiecznego uśmiechu, wielkiego serca, czegoś co nieśmiało można by nazwać „puchatkowością”, no i zwierzaków. A czego będzie brakować Księdzu?
Na pewno tego miejsca. Ogrody mają swój wielki urok. Brak mi będzie wielu ludzi, którzy tworzą ten specyficzny klimat. Myślę, że trochę będzie mi również brakować szpitala. Mimo, że jest to ciężkie miejsce, to jest również bardzo wspaniałe.
Jeszcze tu jestem, jeszcze to mam, więc ani jeszcze tego nie odczuwam, ani też nie myślę w kategorii braków, strat, bo to byłoby trochę dołujące. Z pewnością jest tak, że zostawiłem tu kawał serca. Bardzo spory. Czuję duże przywiązanie. Mimo, że się przed tym broniłem i bronię, to wiem, że jest we mnie przywiązanie i jest go całkiem dużo.
Msze, spowiedzi, chrzty, szpital, szkoła – miał Ksiądz wiele różnych obowiązków. Wypełnianie którego z nich sprawiało Księdzu najwięcej radości?
Każdy z nich ma swoją wielką wartość. Szpital – praca z dziećmi jest czymś niesamowitym, szczególnie zaś praca z dziećmi chorymi, które przeżywają swoje załamania, cierpienia – jest niezwykłym doświadczeniem. Czasami zabawnym, zaskakującym.
Bardzo lubię też szkołę, chociaż nigdy o tym nie myślałem. Szczególnie zaś „Czwórkę”. Dzięki Bogu nadal będę tam katechetą i w związku z tym będę tu nadal przyjeżdżał. Lubię katechezę z młodzieżą, mimo całego trudu, który jest z tym związany, mimo tego, że czasem jestem też załamany, bo czuję, że nie do końca mnie zrozumieli.
Jeśli chodzi o obowiązki parafialne, to szczególnie pozostanie mi w sercu „dziewiętnastka”. Tak sobie właśnie wczoraj myślałem, że dzisiejsza będzie już ostatnia. Jeszcze nie do końca dociera do mnie, że od września to już nie ja ją będę prowadził. Ale pamiętam, że przez całe pięć lat, nawet jeśli niedziela była bardzo trudna i męcząca a ja czułem się wypompowany, to kiedy stawałem do ołtarza na „dziewiętnastkę”, to od razu wracały mi siły. Sam nie wiem jak to się działo, ale ta msza zawsze dodawała mi mocy.
Nie spodziewałem się także, że sprawiać mi będzie radość głoszenie kazań. Daje to wielką satysfakcję, zwłaszcza kiedy czuje się kontakt, z tymi którzy słuchają.
Słuchać
W parafii zajmował się Ksiądz przede wszystkim młodzieżą. Jak Kościół powinien dziś mówić do młodzieży, żeby być słuchanym?

Powinien mówić do młodzieży, a nie ponad nią. Czasami mówimy jak ci, którzy wiedzą więcej i lepiej do tych, którzy mają nas słuchać, bo inaczej pożałują. Trzeba mówić z szacunkiem do każdego młodego człowieka. Mówić, ale i słuchać. Z drugiej strony, nie można używać tylko języka młodzieżowego, zupełnie wchodzić w ich klimat, bo to nie do końca rozwiązuje sprawę. Trzeba mówić dobrze, pozytywnie, poprawnie, ale przede wszystkim ważna jest treść. Samo przejście „na ty” niczego nie załatwia. Sam się o tym przekonałem, że nie na tym ma rzecz polegać, żeby wszyscy mogli mnie klepać po ramieniu i pytać jak się mam. Ważniejsze jest, by wiedzieli, że w momencie, gdy przyjdą z konkretnym problemem, zostaną wysłuchani i potraktowani poważnie.
Z jaką wizją kapłaństwa przyszedł Ksiądz na Nowinę, a z jaką z niej odchodzi?
W mojej pierwszej parafii trafiłem na proboszcza, który pokazał mi, co to znaczy zaufanie między kapłanami, ale też co to znaczy być dobrym człowiekiem. Sam miał serce na dłoni i obdarzył mnie kredytem zaufania. Dlatego też przychodziłem tutaj z bardzo pozytywną wizją kapłaństwa; mimo, że w Kościele są sprawy trudne, nieprzyjemne i brzydkie, to są też sprawy piękne, cudowne, w których się bierze udział, czy których jest się świadkiem. Przynosiłem więc tu bardzo optymistyczną wersję kapłaństwa. Nie była ona jednak naiwna. Znając ludzkie ograniczenia, a przede wszystkim swoje własne, wiedziałem, że nie wszystko da się przeprowadzić. Wiedziałam, że wszędzie są ludzie, którzy potrzebują wsparcia, którzy będą przychodzili po radę. Ludzie, którzy będą otwarci na Pana Boga i będą go szukali.
Myślę, że ta wizja nie tylko nie zmieniła się po tych pięciu latach, ale co więcej – ugruntowała się, ponieważ tutaj również spotkałem wspaniałych ludzi, przede wszystkim wspaniałych kapłanów, którzy pokazali bardzo dobrą pracę. Cały czas mam w sobie obraz kapłana, który słucha ludzi, który jest dla nich księdzem wśród ludzi.
Pasterz
Czego o swoim powołaniu nauczył się Ksiądz u Dobrego Pasterza?

Nauczyłem się, że są sytuacje, w których trzeba wszystko rzucić. W których, jeśli ktoś przychodzi, to trzeba po prostu dla niego być. Uczyłem się też cierpliwości wobec ludzi i wobec sytuacji. Pomagały tu przede wszystkim rozmowy z osobami starszymi, które mają już swoje ugruntowane poglądy. Ja przyszedłem tu młody, pełen zapału, swoich pomysłów i nagle poczułem, że tak nie pójdzie. Spotkałem ludzi, którzy już ten etap przeszli w swoim życiu i mają zupełnie inne podejście.
Obecnie trwają obrady synodu diecezjalnego. Co chciałby ksiądz, aby ten synod przyniósł diecezji?
Z pewnością byłoby dobrze, gdyby dobre pomysły, które są realizowane w parafiach, trafiały do diecezji. Życzyłbym sobie większej otwartości kapłanów – szczególnie proboszczów – na świeckich i większej więzi kapłańskiej.
Gdyby w kopercie, którą Ksiądz dostał, zamiast decyzji o przeniesieniu była nominacja biskupia, to jakie zmiany Ksiądz przeprowadziłby w Kościele?
Gdybym miał takie możliwości, to zaczęłyby się schody. Dzisiaj chciałbym zmienić przede wszystkim relacje między biskupami a kapłanami. Jako biskup starałbym się pokazywać od ludzkiej strony. Zacieśniać kontakty między mną a duchowieństwem. Poza tym próbowałbym promować dobre pomysły, które pojawiają się w Kościele, w poszczególnych parafiach.

20 lat temu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *